Pirlipata i Mysibaba

– Proszę pani, to jest nic – mówi taksówkarz, gdy jedziemy przez parking, jedziemy i owszem, tylko niezbyt do przodu, za to w lewo i prawo. – To jest nic. Ja w dziewięćdziesiątym piątym w Kanadzie byłem, proszę pani, jak tam mrozem pierdolnie!

Ruszamy. Miasto wygląda jak pokryte lukrem, jak rzeźba z marcepanu. Piękne są te oblodzone drzewa, kościelne wieże i ściany kamienic, jakby scenografia Dziadka do orzechów, tylko cukrowej wróżki brak.
– Albo w osiemdziesiątym pierwszym – taksówkarz budzi mnie z błogiego snu ze ścieżką dźwiękową Czajkowskiego w tle. – Nic nie jeździło. Z Nowej Huty pieszo do szkoły szedłem na Dębniki. Jezdnią, bo po chodniku się nie dało.
(Dla niezorientowanych w topografii mojego miasta – to jakieś dwanaście kilometrów, niezgorszy spacer).
– Mówię pani, teraz to jest nic.

Mimo wszystko dzisiejszego ranka opuściłam kwaterę w solidnych górskich butach. To pierwsze, które okazały się warte bolesnej ceny. Nie są co prawda szczególnie powabne, ale za to śnieg i lód to dla nich igraszki.
Opuściłam tę kwaterę o godzinę później, niż powinnam, albowiem wyśmienicie nam się wczoraj rozmawiało, snuło wizje niedalekich, ale ekscytujących podróży i szeptało, co ostatnio ukochany zmalował. Nie mam pojęcia, dlaczego tak nagle wybiła północ. Knajpa była niemal pusta, wyjąwszy rezydentów, którzy niezależnie od warunków atmosferycznych sączą wiśniówkę przy barze, jak dziesięć lat temu, jak zeszłego lata, wczoraj i jutro. I mają w głębokim poważaniu sugestie czasopism z lakierowanymi okładkami, jakoby ostatnim krzykiem mody było pojawianie się w zgoła innej części miasta, daleko od turystycznych szlaków i nocnych kolejek po zapiekanki. Są niezmiennym elementem krajobrazu, trwają jak Barbakan, ciągle w tym samym miejscu, ciągle zamawiają u barmana te same piosenki, klepią się po plecach i usiłują zajrzeć w dekolty przypadkiem zabłąkanym klientkom.
Słynny ponury poniedziałek wcale nie taki, jak go malują. Przetrwało się. A skoro tak, to może przetrwa się i wtorek (dyskretnie podtrzymując opadające powieki), może z rozpędu środę, a później będą już narty. Trochę się boję, ale nadrabiam miną i pokornie rozciągam mięśnie.

3 thoughts on “Pirlipata i Mysibaba

  1. Jeśli chodzi o buty, którym niestraszne śniegi i mrozy, to ja bym może poprosiła o namiar, obrazek, link, bo jestem w potrzebie.
    A co do sugestii, by się pojawiać daleko, to ja nie wiem, kto poza turystami je traktuje poważnie, bo ilekroć jestem tam, gdzie jestem, to cała reszta też jest.

Dodaj odpowiedź do Aśka Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.