Makes me feel like a madman on the run

Nieoceniony PLL LOT skasował mi lot do Helsinek zaplanowany na koniec października. Żałowałam przez trzydzieści sekund, po czym klepnęłam sobie Londyn. Znowu na dwa dni raptem. Londynu nigdy dość. Nieprawdaż?
(W gruncie rzeczy nie jest to wspaniały pomysł, nie powinnam ruszać się donikąd, nawet nie bardzo mam za co, ale – cóż, odezwała się we mnie ta druga dziewczynka, a z nią nie ma dyskusji).

A w Hong Kongu, wyobraźcie sobie, istnieje prawo, zgodnie z którym kobieta może zabić zdradzającego męża i nie spotka jej kara – pod warunkiem, że uczyni to gołymi rękami. Kochankę mężula może zlikwidować w dowolny sposób.
Czyż nie urocze?
Wielkie nieba, jak ja chcę natychmiast tam wrócić. Boli mnie cały człowiek z żalu, że oto tkwię nazad w zimnie, ciemnościach i kałużach.
W całych moich wakacjach przestraszyła mnie tylko jedna rzecz, która dotarła do mnie już po powrocie. Otóż ja nie tęskniłam. Wcale. Za nikim. Owszem, ucieszyłam się bardzo, gdy pan i władca do mnie napisał, ale ani razu nie pomyślałam, że mi go brakuje. Nie pomyślałam, że chciałabym natychmiast podzielić się wrażeniami z przyjaciółką. Czyżby moje samotnictwo osiągało niezdrowe wymiary? A może to jest tak, że odległość i różnica czasu sprawiają, że czujemy się jakoś odcięci. Może to zwykły mechanizm obronny.
Inna sprawa, że ja po prostu wolę podróżować w ten sposób. Po pierwsze – nie muszę na nikogo się oglądać, czekać aż wstanie i wysuszy włosy, spierać się o plan dnia, dopasowywać do czyichś obyczajów. Jako jedynaczka jestem w tym ogólnie słaba, mój team spirit jest ograniczony do minimum niezbędnego do jako takiego funkcjonowania w społeczeństwie. Po drugie – tak jest naprawdę lepiej, intensywniej, nikt nam nie zakłóca odbioru. Towarzystwo zawsze jest czymś w rodzaju filtra i czymś, co nadal trzyma nas w świecie, z którego wyjechaliśmy. Po trzecie – dużo łatwiej wejść w interakcje z lokalnymi, bo oni, widząc cudzoziemca, zwykle żywo się nim interesują lub też starają się otoczyć go opieką, nawet gdy o nią nie prosi. To pozwala poczuć, że świat jednak jest dobrym miejscem. Mimo wszystko. Theroux o tym dużo pisał w The Tao Of Travel, nieco mądrzej niż ja.
Może i nie tęskniłam, ale nie zmienia to faktu, że wczorajszego wieczoru przyssałam się do miłego od progu i nie spaliśmy prawie wcale. Muszę mówić, jak dziś wyglądam? Rolę w The Walking Dead dostałabym z marszu. A drań ma wolne.

W ostatnich słowach mego listu pragnę państwa lojalnie uprzedzić, że niebawem ponownie będzie o mojej ślicznej i żenującej słabości – ale tym razem w innym kontekście, można by rzec, intelektualnym (jakkolwiek to słowo brzmi w zestawieniu z moim niezapomnianym zbudynieniem, które na dobre pogrzebało moje wysiłki udawania osoby rozumnej). Jeśli ktoś jednak obawia się, że go zemdli lub ma teraz wielką ochotę przewrócić oczami tudzież prychnąć z politowaniem, sugeruję omijanie mego bloga przez kilka dni.

7 thoughts on “Makes me feel like a madman on the run

    • to też, ale na miejscu tęsknię nieprzerwanie, wystarczy, że chłop zamknie za sobą drzwi 🙂 gdy tylko ruszam tyłek z miasta i moje więzi jakoś się rozluźniają. to samo dotyczy przyjaciół i rodziny. uwielbiam oczywiście wracać, wszystkich obściskiwać i wręczać im prezenty, ale…

Dodaj odpowiedź do ognik Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.