The stars look different tonight

I co ja mogę powiedzieć.

Jako osoba uzależniona od informacji mam taki nawyk, że po tym, jak rano wstanę, sprawdzam Twittera. I gdy dzisiaj sprawdziłam, to prawie upuściłam telefon. To nie była wiadomość, którą chciałoby się przeczytać poniedziałkowym szarym świtem, ani żadnym innym. Jest mi dziś przeraźliwie ponuro i źle – jedynym, co mnie pociesza, jest to, że tak samo czuje się wielu ludzi na świecie, znanych i nieznanych, blisko i bardzo daleko. Fala smutku, jaka się dziś przetoczyła przez internet, i fala wyznań (ktoś, będąc nastolatkiem, uciekł z domu na koncert, ktoś obsesyjnie oglądał Labirynt, ktoś wydał pierwsze zarobione pieniądze na płytę, ktoś miał Davida poznać, ale był tak zdenerwowany, że z przejęcia upił się w sztok…) jednak dowodzą, że nie jest jeszcze straconym miejscem ta nasza planeta. I że ten facet robił coś wyjątkowego, przez lata ucząc nas słuchać, patrzeć, czuć, szukać w sobie, akceptować siebie, cieszyć się z własnej inności. Kształtując wrażliwość Ziemian w tak wielu aspektach, od sztuki po seksualność.
A potem sobie poszedł.
Wrócił do siebie, mam nadzieję.

Powiem wam – zresztą już kiedyś pisałam – że ja kiedyś Bowiego strasznie nie lubiłam (rosnąc w domu, w którym był wielbiony). A jako dziecko to w ogóle się go bałam, bo miał te swoje dziwne oczy, ten osobliwy tembr głosu. Widocznie trzeba było dojrzeć, bo przeprosiłam się z nim jakoś w moich późnych latach dwudziestych i wtedy zupełnie się w nim zakochałam. Celowo napisałam „w nim”, nie tylko w tym, co robił, bo on miał jakiś szalony magnetyzm w sobie – jeśli oglądaliście jego koncerty czy inne tam wystąpienia (ten uśmiech…), wiecie, o czym mówię. W nim było coś niepokojąco pociągającego. Był taki czas w moim życiu, że słuchałam cięgiem tylko tej płyty. Żadna inna nie była mi potrzebna. Właściwie gdybym miała uciekać z płonącego domu i mogła złapać jedną, złapałabym tę (zresztą zawsze leży na wierzchu).
Ktoś dziś napisał w sieci, że trzeba myśleć o sobie jak o szczęściarzu – świat ma pięć miliardów lat, a nasze krótkie życie przypadło akurat na czasy, gdy chodził po nim David Bowie. I to jest, moi złoci, rzecz do zapamiętania, jeśli wy też wojujecie dziś z poczuciem straty. A przecież nawet się go nie widziało na własne oczy, więc dlaczego tak?…

Ale żeby nie było tak rzewnie.
W mojej poprzedniej pracy, dawno temu, miałam szefa-Anglika, który był (nadal jest) przecudownym człowiekiem. Pracowaliśmy razem dość krótko, bo przeszedł na emeryturę, niemniej mimo wszystko nadal utrzymujemy kontakt. Jest to postać dość intrygująca, bo co prawda przez wiele lat od 9 do 17 wykonywał raczej nudną pracę w wielkim koncernie, ale prywatnie był zapalonym muzykiem i spędził młodość (przypadającą na lata 60. – w Anglii…), grywając po knajpach z ludźmi, którzy później w paru przypadkach stali się całkiem sławni. Ogólnie spokojny siwy dżentelmen, który nie wygląda, jakby mógł porozmawiać z wami o czymkolwiek poza pogodą, ale och, jakże pozory mylą. Dziś napisał na Fejsbuku – gdzie ogólnie rzadko bywa – że jest na tyle posunięty w latach, iż zdarzyło mu się być na koncercie Bowiego w czasach, gdy ów jeszcze inaczej się nazywał i był muzykiem folkowym (oraz mimem), i że nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. Wieczór jednak nie był do końca udany, w każdym razie nie dla wszystkich, bo mój przyszły szef poszedł na ten koncert ze znajomym i jego dziewczyną… którą Bowie, wtedy jeszcze nie będący Bowiem, po koncercie poderwał.
Cóż.
Myślę, że większość z nas, i to zapewne płci obojga, dałaby się mu poderwać.

Ciekawe, jak tam jest, w gwiazdach.

7 thoughts on “The stars look different tonight

  1. tak
    mnie też jakoś tak dzisiaj
    niewygodnie?
    jak po śmierci Anny Przybylskiej
    ogromnie mnie to dziwi, bo przecież obcy ludzie
    a jednak

    • Obcy, ale bliscy. On mi towarzyszył w sumie przez całe moje dotychczasowe życie – najpierw przymusowo, przez zamiłowanie mamy, potem przez zamiłowanie już moje. Nie zliczę, ile razy wysłuchałam Space Oddity, świadomie lub nie.
      Będzie mi go bardzo brakowało.

      A jedną z ostatnich rzeczy, jakie zrobił, jest musical pod znamiennym tytułem, Łazarz. Mam nadzieję, że po naszej stronie Atlantyku też to wystawią. Oraz ostatnia płyta i ten klip… On już wiedział i nam mówił, tylko my nie chcieliśmy tego przyjąć do wiadomości 😦

      • widziałam ten klip
        niesamowity, bo zrobiony ze świadomością, że to właściwie koniec
        nie mogę powiedzieć, że byłam wielką fanką i znam wszystko, co stworzył, bo to byłoby bezczelne kłamstwo i coś w rodzaju „zawsze kochałam tę drużynę” – na pewno wiesz o co mi chodzi
        ale czasem włączyłam, posłuchałam, obejrzałam
        podobała mi się jego wyrazistość
        i dlatego mnie dziwi ten mój smutek
        bo to było „czasem”, a jednak smutek jest prawdziwy

        • Miałam dokładnie to samo. A potem przyszedł czwartek i pokazał mi, że mój poniedziałkowy smutek to była jedynie przygrywka…

  2. Rozsmakowałam się w nim dopiero kiedy minął czterdziestkę … od kilku dni brzęczy mi w samochodzie Blackstar i ciągle tak samo w dołku mnie ściska …

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.